Przygotowania do II wojny i początek okupacji
Z biegiem czasu narastało ogólne zaniepokojenie, z jednoczesną narodową dumą, że nie tylko nie pozwolimy odebrać nam Gdańska, ale w ogóle nie oddamy przysłowiowego “guzika”. Jednocześnie ofiarność społeczeństwa była niezwykła, dawano pieniądze, precjoza i co kto miał cenniejszego… Dary te zmieniały się w tankietki, karabiny maszynowe i wiele innego uzbrojenia. Np.na korytarzu w szkole na Wapiennej wisiała duża plansza, na której kierownik p.Jaros codziennie skrupulatnie aktualizował wpłaty uczniowskie każdej klasy. Realizowała się konkurencja w możliwości zakupu karabinu maszynowego dla wojska przez szkołę. LOPP – Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej przekazywała dzieciom co należy czynić, aby maksymalnie uniknąć niebezpieczeństwa. Panowała wielka obawa przed gazami bojowymi. Każdy mieszkaniec musiał posiadać tampon na usta i nos /podobny ma dziś służba zdrowia/, który miał chronić przed zatruciem przez ok.1/2 godz.
Wzrastała podejrzliwość względem łódzkich Niemców. Na Polesiu nie rzucali się oni w oczy, stąd nie było u nas “wojny cywilnej”.
W Magistracie władze miasta mobilizowały wszystkie najważniejsze organizacje łódzkie do obrony kraju i ochrony ludności cywilnej, ze szczególnym zwróceniem uwagi na wrogie bombardowania lotnicze.
Polecenia lokalnych władz były realizowane bez sprzeciwów, tym bardziej że widziano również ich starania np. budowa syreny na dachu, gongi przy klatkach, przystosowania piwnic na schrony p/lotnicze itp. itp. Również budowa schronów ziemnych /okopów/ spotkała się ze spontaniczną przychylnością /nie było nakazu/.
Generalny plan był następujący: mieszkańcy Srebrzyńskiej kopią schrony na swojej ulicy po stronie parku i w parku, mieszkańcy Al. Unii też kopią na swojej ulicy przy działkach, natomiast z ul.Perla i Daniłowskiego kopią na pustym polu leżącym między ul.Praussa a Manią /szkół i garaży wtedy nie było/. Kopanie było gremialne, sąsiedzi, znajomi, obcy, wszyscy, nawet dzieci, pracowali przy tych schronach dzień w dzień. Niektórzy mieszkańcy dodatkowo kopali schrony na swoich działkach przy Al.Unii.
Na marginesie, to schronów na ogół nie zdążono ukończyć, a i żadna bomba, ani pocisk nie spadł na Osiedle w 1939r., ba w ogóle nie było żadnej strzelaniny…
Od 9 września rozpoczęła się okupacja Łodzi przez Niemców – wywołująca wielki aplauz w łódzkiej mniejszości niemieckiej. Z biegiem dni września i gasnących walk Wojska Polskiego, wracali z wojennej tułaczki zmobilizowani mieszkańcy Osiedla, którym udało się uniknąć niewoli u Niemców czy Rosjan.
Zima w latach 1939 i 1940 była bardzo mroźna. Nadszedł 14 styczeń 1940 r., Niemcy od godz.22 gremialnie zaczęli wysiedlać mieszkańców Osiedla z ich mieszkań. Dawali 15 min. na opuszczenie mieszkania, można było zabrać ze sobą jedynie niezbędne rzeczy z ubrania i żywności, natomiast żadnych kosztowności, czy innych cennych rzeczy. Wszystko “okraszone” brutalnością i krzykami “raus , weg” itp.Wysiedleńców ulokowano na ul. Łąkowej nr.4 w b.fabryce Gliksman’a w koszmarnych warunkach.

Na ogół w każdej klatce była wydzielona jedna z piwnic, odpowiednio zabezpieczona, jako schron przeciwlotniczy. Mieszkańcy tam schodzili w momencie ogłoszenia alarmu w radiach /bardzo nieliczne w tamtym czasie/, usłyszenia sygnałów syren, czy dźwięku gongów. LSR-to “zniemczona” przez okupantów nazwa schronu /Luftschutzraum/.
Ulice Osiedla oświetlały lampy gazowe, codziennie zapalane i gaszone przez latarnika, chodzącego od lampy do lampy ze “sztycą z haczykiem”, którym musiał trafić w kółko przy lampie i pociągając zapalał wieczorem, a rano je gasił.
Na zdjęciu widoczna przedwojenna kolorystyka bloków.
Autor tekstu i fotografii: Zbigniew Fornalski – nestor Osiedla Montwiłła Mireckiego- mieszkaniec od lipca 1937 r. /minus okupacja/ .
Obecnie na osiedlu zachowały się szczeliny przeciwlotnicze na ul. Perla 11.



Na całym osiedlu można jeszcze spotkać charakterystyczne strzałki z napisem LSR (schron przeciwlotniczy – LSR – Luftschutz Räume)



Jeśli masz jakieś dodatkowe informacje o tych miejscach, podziel się tym w komentarzu poniżej.
Moja babcia jako panienka mieszkala tam przed wojna u sluzyla u bogatych kudzi i sprzedawala w sklepie u tych ludzi.